załamana
Komentarze: 0
Dawno mnie tu nie było. Dużo sie działo... Znowu mój "luby" kilka razy wybrał wyjazd do swojej kochanej mamusi, niż zostanie ze mną i dzickiem w domu. Niestety widzę, że Ona wygrywa, a my nic nie znaczymy. Nawet budowę Naszęgo domu planuja między sobą, a ja nie mam już nic do powiedzienia, nie dociera że ja nie chcę mieszkać z Nim sama... tym bardziej po ostatniej niedzieli i sobocie! A więc w sobotę na godzinę 16 mieliśmy się wstawić u teściów na grilu, godzina mi nie odpowiadała z powodu natłku pracy domowej. Mój Ł. sał po nocnej zmianie, no i niestety nie obudziłam go więc wstał późno, no i żeby jechac małym dzieckiem było juz za późno. Zaproponowałam że pojedziemy nastepnego dnia. Więc wściekły wsiadł do auta i pojechał, mimo tego że powiedziałam że bedzie tego żałował. Nic dla niego to nie znaczyło, kompletnie nic! Oczywiście wrócił pełen negatywu, którym mnie obficie karmił. W niedziele wstał sobie o 13, całkiem jak życie kawalera...! Niedzielny "rodzinny " spacerek moje dziecko miało jak zwykle z mamą, która jest też przecież tatą! Byłam umówiona z ciocią na obcięcie jej dzieci, gdy ona juz odjechała usłyszałam "dalej jedziemy do moich rodziców", mimo że właśnie w tą niedzielę mieliśmy zabrać małego D. na festyn, na którym było bardzo dużo atrakcji dla małego dziecka. Jednak mamusia znowu wygrała, cholerne góru! Po powrocie rozpętało się piekło! Usłyszałam tyle przykrych słów, że gdzyby nie fakt że dziecko spało na miejscu bym go spakowała. Następnego dnia czekała, aż coś powie, aż przeprosi... Jednak jest to typ który nie umie tego zrobić! A wię taka sytuacja: moi rodzice nie mogą patrzeć na mojego nareczonego, ja zresztą też coraz mniej się nim interesuję, po tylu przykrych słowach po prostu nie ppotrafię go kochać. Jeśli sie rozejdziemy, a napewno tak będzie, trudno zostanę samotną matką! Jakoś dam radę, wszystko robię sama, mam tylkko pomoc moich rodziców i brata, który poświeca więcej uwago małemu D, niż jego własny ojciec. W takiej sytuaji zawsze w glowie tkwi mi zdanie "on nie chciał dziecka", heloł.... jak nie chciał po co bzykał, mówił że chcę i dązył do tego aby to dziecko było!!!!! jest czwartek i rano zapytałam czy ma mi cos do powiedzienia, no i jak zawsze on czuje się niewinny. Do tej pory liczyłam na to że on mimo wszystko się zmieni! Ale nadzieja matką głupich... Nic nie nie zmienia... na lepsze... jest coraz gorzej.... i gorzej! Chcę ucieć z tego chorego związku, bo.... aż brak mi słów. Ciekawe co bedzie działo się dalej. Poczekam jak zachowa się pod czas weekendu. Domownicy mówią że nie chcią żeby tu mieszkał, więc to jest i tak i tak nasz koniec. Chociaż mam wrażenie że to i tak bardzo dawno temu nastąpiło! Odwlekam moment spakowania go ale wiem że już niedługo będe musiał to zrobić. A to bedzie bardzo bardzo cieżkie! PA
Dodaj komentarz